siła wyobraźni

siła wyobraźni - tak, ale nie ta spętana łańcuchami rzeczywistości, lecz ta poza jej granicami

O mnie

Moje zdjęcie
... krok po kroku, nieświadomi jutra, stajemy się nim.

piątek, 11 lutego 2011

malarstwo - poza granicami iluzji

... gdy obraz po ostatecznym pociągnięciu pędzla zostaje uznany za skończony, czy powinien mówić za siebie o sobie, a może również o jego twórcy ?!
Gdzie leżą granice interpretacji i jak je przekroczyć ?!

6 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się nad tym tysiące razy odnośnie szeroko pojętej sztuki. Snułam swe rozważania nawet na blogu:) Chyba dlatego, że szczerze nie znoszę szkolnego pytania "co autor miał na myśli..?" /wrrr/
    Wg mnie (tzn. taki jest mój odbiór "dzieł wszelakich") z chwilą odłożenia pędzla i upublicznienia obrazu, twórca przestaje być jego właścicielem. Dzieło staje się "dobrem ogólnoludzkim" i zaczyna żyć własnym życiem.

    Dobra sztuka budzi w odbiorcach emocje. To jest moim zdaniem jej najważniejsze zadanie. Bohomaz typu landschaft czy wierszowanka-rymowanka nie są w stanie tego uczynić. A emocje to my.
    (Szczerze polecam YouTube "Wieści z Wody" Masaru Emoto)

    Ehhh, gaduła piśmiennicza za mnie /lol/

    Reasumując - okrutnie to brzmi, ale sądzę, że twórca jest tylko narzędziem do stworzenia osobnego bytu - "dzieła sztuki" - a potem staje się tylko jego dodatkiem, etykietką:) O twórcy myślimy potem tylko przy "okazji i w kontekście" do owego "tworu".
    Interesujemy się nim jedynie dlatego, bo obudził w nas głód na swe dzieła. Dzieła, dzięki którym rozwijamy swe wnętrze i zewnętrze, bo tego jesteśmy zawsze głodni. Tym się różnimy od zwierząt... (chyba:))

    Sorry za ten chaos piśmienniczy:) Brak mi lapidarności. Niestety:[ Dlatego mogę być jedynie konsumentką a nie twórczynią sztuki przez duże S.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się całkowicie z tą wypowiedzią – brawo!

    A gdyby tak spojrzeć w drugą stronę, po za granice dotyku ?!

    Mamy już wyraźny kształt historii powstania obrazu w twórczym tego słowa znaczeniu.
    Czy w ostatecznym rozrachunku obraz nie staje się jednak pustym naczyniem za pomocą którego jego twórca w trakcie tworzenia czerpał dla swej duszy cały emocjonalny świat ?!

    Gdzie ukrywają się prawdziwe wartości ?!
    Co, a może raczej kto jest ostatecznym dziełem ?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! To temat-rzeka:) Wg mnie zahaczamy tu już o psychoanalizę, Junga, Eliadego, Daleki Wschód, itp., czyli uogólniając - o zbiorową nadświadomość...
    Wprawdzie pobożność stanowczo nie jest moją cnotą (dziś wierzę, jutro jestem ateistką - "religia wahadłowa" /lol/) ale podziwiając dzieła Twórców (mam tu na myśli wsjo powyżej parapetu) zaczynam myśleć o Bogu w sensie Absolutu, Sensu, Nadjaźni, i właśnie tej jungowskiej zbiorowej nadświadomości.
    Czyli w ludziach-Twórcach (celowo duże T:)) widzę Stwórcę...
    I dlatego (tylko się nie śmiej) uważam to wszystko za rodzaj systemu naczyń połączonych na linii Bóg - ludzie, gdzie Twórcy są rodzajem przekaźników?, katalizatorów?

    A tu można znowu zacząć o Demiurgu, Iskrze Bożej, rzymskim Geniuszu (półboskiej, śmiertelnej istocie) etc., etc...

    PS. Lojalnie uprzedzam i jednocześnie się usprawiedliwiam: uważaj, bo ja mam niezłego fijoła na tym punkcie i na tego typu tematy mogę pisać w nieskończoność:)
    Choć moje przemyślenia bywają ...nieco szokujące;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. To świetnie. Masz otwarty, elastyczny i zarazem trzeźwy umysł. Zgadzam się z Tobą, że zahaczyliśmy o psychoanalizę. Chciałbym jednak, aby była własną analizą relacji i doznań tego, co podświadomie nas przemienia, kształtuje. Na przykład na Twoim blogu “malowane wierszem” posługujesz się obiema materiami, słowem i obrazem, które na przemian się wzbogacają i pogłębiają w swojej treści.
    Ale ostatecznie, to Ty decydujesz jaki obraz ma działać na wiersz i odwrotnie. Czym się kierujesz, jakie są kryteria doboru?!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aktualnie kieruję się resztkami obrazów, które mam na czarnym tle:) Poważnie! Głupio brzmi, ale to fakt:) Dlatego w trybie pilnym muszę zasilić folder przynależny owemu blogowi o parę tysięcy nowych plików.
    Wiesz, ja na blogach jestem dość upierdliwą (sorry za wyrażenie) estetką i sama siebie potrafię nieźle zdenerwować, kiedy nie zgadza mi się np. pion z poziomem /lol/
    [I tu się kłania moja neurastenia ujawniająca jedną z mych licznych nerwic, w tym wypadku - anakastyczną;)]
    Ale już tak bardziej serio, to w zakresie obrazów działam na zasadzie skojarzeń. Jak dziecko! "Pierwsze słowo się liczy":)

    Wszak litery, słowa, krój i wielkość czcionki też są obrazami. Obrazami myśli i naszego wnętrza...
    (Psychografologia jest przecież oficjalną nauką ułatwiającą poznanie człowieka)

    A obrazy, te rozumiane już w sensie dosłownym, naprawdę dobieram pod wpływem impulsu. Wtedy i tylko wtedy jest możliwy zestaw idealny!:) Kiedy zaczynam kombinować (myśleć(!)) to wychodzi mi kanał i beznadzieja. Mam wówczas ochotę pokasować w diabły te wszystkie obrazki, bo sama się obwiniam, że zestawami (wiersz+obraz) robię z siebie infantylną idiotkę. Jednak najgorsze jest towarzyszące mi wtedy przekonanie, że owymi zestawami pluję na ołtarze Poezji, że przeszkadzam czytelnikom w spokojnym delektowaniu się wierszem, wciskając się na trzeciego jak intruz ze swymi pretensjonalnymi ozdóbeczkami.

    A jeszcze gorsze jest to iż wiem, że mam rację! Przekonuję się o tym niejednokrotnie na własnej skórze gdy wracam do jakichś wierszy z bloga: bywa, że dosłownie muszę sobie zasłonić obraz ręką, żeby móc spokojnie pobyć sam na sam z poetą i jego wierszem.

    Dlatego mimo ponad 1200 zestawów wiersz+obraz (tyle wskazują mi blogowe statystyki) mogę na palcach policzyć te, z których jestem w stu procentach zadowolona.
    One mają być tylko:
    - tłem,
    - budowaniem nastroju, nie mają prawa sugerować jakiejkolwiek mojej interpretacji (wtedy to właśnie czuję się chamskim intruzem! Chamskim - bo obrażam czytelnika swymi podpowiedziami traktując go jak matoła i narzucając swoje zdanie, a przecież nikt nie powiedział, że mam rację, że WIEM "co autor miał na myśli..." I dlatego jestem wtedy również i intruzem)
    - czymś w rodzaju ekslibrisu, itp.

    Gdyby natomiast był to blog poświęcony malarstwu to wówczas wiersz pełniłby rolę służebną w stosunku do obrazu (tak rozumiem kilka postów na swym drugim blogu):)

    Jeeezuu, ileż ja piszę?! /załamka/

    Więc tak na koniec jeszcze jedna uwaga, której
    chyba i tak nie będę umiała dokładnie zwerbalizować, ale liczę na Twoją inteligencję, więc się domyśl:)
    Wielokrotnie czuję wewnętrzną potrzebę zastosowania kontrastu?, żartu?, wiesz, coś w stylu kwiatek do kożucha:)

    I czym się jeszcze kieruję? Teraz już prawie wcale, ale bywało, że obraz stanowił symbol, wskazówkę, coś w rodzaju piktogramu, którego przekaz mogły zrozumieć oprócz mnie tylko dwie osoby: adresat i przyjaciel.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi się, że nie do końca masz rację określając siebie “intruzem”.
    Całe życie polega na kreowaniu swego świata za pomocą wszystkich dostępnych środków, aby było piękniej, ciekawiej, aby było po co być.
    Owszem, czysta forma tworu sama w sobie nie powinna być przez nikogo naruszana, ale ile pięknych wierszy, stało się jeszcze piękniejszych poprzez połączenie ich z muzyką. Czy chleb z masłem nie może bardziej smakować od samego chleba ?!
    Dla mnie osobiści Twoje zestawienia słowno-obrazowe są jak latawce na błękitnym niebie. Nie wiem czy kiedyś puszczałaś latawce, bo ja w dzieciństwie bardzo często. Można się nimi zachwycać bez końca. A samo niebo, niewiadomo jakie by nie było, bez latawców jest tylko niebem.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń